Początek października zapowiadał się mokro i chłodno. Właśnie z tego powodu postanowiłem wybrać się na samotny biwak. Miał to być test umiejętności radzenia sobie w pojedynkę przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych. W tym celu szukałem miejsca, w którym mógłbym rozbić obóz i koczować przez 3 dni. Musiało to być miejsce odludne i oferować możliwość obserwacji dzikiej przyrody. W ten sposób wybór padł na Rezerwat Piskory, a właściwie jego okolice.
- Rezerwat Przyrody Piskory
- Myślał indyk o niedzieli…
- Biwak przy granicy rezerwatu
- Miejsce na obóz
- Ekran cieplny – bushcraftowy trening
- Bushcraftowa kolacja z grzybów
- Piskory – drugi dzień biwaku
- Rezerwat Piskory – podsumowanie wyjazdu
Rezerwat przyrody Piskory
Rezerwat przyrody Piskory znajduje się na terenie gminy Żyrzyn, opiekę nad nim sprawuje zaś Nadleśnictwo Puławy. Choć możecie mi wierzyć długo się zastanawiałem, czy słowo opieka, w poprzednim zdaniu nie powinno być ujęte w cudzysłowie. Dlaczego? O tym kilka słów później.
Rezerwat Piskory utworzono w 1998 roku. Celem powołania rezerwatu było zachowanie zespołu ekosystemów o dużej różnorodności biologicznej. Na terenie objętym ochroną wyróżniono ekosystemy bagienne, leśne i wodne. Jest to w szczególności bardzo cenna ostoja ptactwa wodno-błotnego. Można tam spotkać między innymi – bąka, bielika, zielonkę, puchacza, orlika krzykliwego, żurawia czy rybitwę białoskrzydłą. Do tego szacuje się, że występuje tam jedna z największych krajowych populacji perkoza zausznika.
Niestety, ja nie miałem okazji zaobserwować ani jednego z tych gatunków. Jedynie żurawie wieczorem dawały o sobie znać swoim doniosłym klangorem.
Myślał indyk o niedzieli…
Nadleśnictwo Puławskie „sprawuje opiekę” nad rezerwatem Piskory. Niestety, opieka ta nie wychodzi im najlepiej. Specyfika rezerwatu opiera się na płytkim jeziorze, od którego nazwy wzięła się nazwa rezerwatu.
Piskory to jezioro w ogromnej części gęsto porośnięte trzciną. Taka charakterystyka sprawia, że lustro wody, przy którym możemy dostrzec większość z wymienionych wcześniej gatunków ptaków, widać było jedynie z wież obserwacyjnych. Te zaś zostały zdemontowane… Leśnicy zdemontowali stare wieże z myślą o tym, że pieniądze na nowe otrzymają z programu unijnego. Wniosek jednak został odrzucony na przedbiegach.
Stare wieże zostały zdemontowane pod pretekstem słabego stanu i możliwości zawalenia. Co innego jednak wynika z moich rozmów z okolicznymi mieszkańcami i przyrodnikami, którzy często tam bywali. Decyzja o zdemontowaniu starych wież i zastąpieniu ich nowymi zapadła więc kiedy nie było w ogóle wiadomo, czy na nowe faktycznie znajdą się pieniądze. Może wystarczyłoby wymienić kilka desek… Tego się już nie dowiemy, ponieważ po starych wieżach obserwacyjnych pozostały tylko straszące kikuty.
Biwak przy granicy rezerwatu
Plan był prosty, pakuje manatki na 3 dniowy biwak, wsiadam na rower i po około 60 kilometrach jestem na miejscu. Plan z małymi przygodami, ale się powiódł. Do tego zaliczyłem krótki, ale bardzo satysfakcjonujący postój gdzieś na polach pomiędzy wsią Sielce, a miasteczkiem Osiny. Krótki odpoczynek okazał się obfity w obserwacje. Na listę moich zaobserwowanych gatunków ptaków wskoczył Potrzeszcz oraz Jer.
Miejsce na obóz
Bardzo zależy mi na tym, aby przyroda w swoim naturalnym, niezakłóconym stanie została zachowana jak najdłużej. Chcę, aby przyszłe pokolenia mogły z fascynacją obserwować to, czym dziś zachwycam się ja. Właśnie dlatego z dużą powagą traktuję zasady obowiązujące w rezerwatach przyrody i parkach narodowych. Zatem biwak w samym rezerwacie Piskory odpadał. Znalazłem jednak kawałek przejrzystego mieszanego lasu, pełnego podgrzybków. Tam właśnie postanowiłem rozbić obóz na noc z piątku na sobotę.
Kiedy rozstawiłem tarpa, zdecydowałem, że ze względu na wilgoć potrzebna będzie również podłoga. Domyślałem się, że taka potrzeba może wystąpić, dlatego zawczasu kupiłem brezentową plandekę ogrodniczą 2 x 3 metry. Lekka, wystarczająco wodoodporna i z wzmocnionymi otworami na śledzie – świetnie spełniła swoją rolę. Tylko kolor mógłby mniej rzucać się w oczy.
Ekran cieplny – bushcraftowy trening
Ponieważ prognoza pogody zapowiadała zimną noc, postanowiłem sprawdzić swoje umiejętności bushcraftowca. Postawiłem swój pierwszy ekran cieplny, którego zadaniem jest odbijanie ciepła z ogniska w stronę schronienia. Tutaj błędem okazało się zabranie ze sobą składanej piły zamiast siekierki. Poradziłem sobie jednak całkiem nieźle, do zaostrzenia gałęzi stanowiących podpory użyłem noża. W ziemie udało mi się je stabilnie wbić używając solidnej kłody drewna jako młotka.
Finalnie ekran stanął. Nie był idealny, bo mógłby być bardziej szczelny i wyższy. Dodatkowo jego postawienie zajęło mi niewspółmiernie dużo czasu i pochłonęło sporo sił. Wniosek na przyszłość – siekierka do tego celu jest o niebo lepsza od piły 😉
Bushcraftowa kolacja z grzybów
Po drodze do rezerwatu zatrzymałem się w Bałtowie. Ponieważ nie chciałem nadmiernie obciążać siebie i roweru wyjeżdżając z Lublina miałem przy sobie jedynie baton proteinowy i bidon wody. Podczas zakupów żywności podpytałem miejscowych o sam rezerwat i ewentualne grzyby. To właśnie podczas tych rozmów za każdym razem słyszałem rozzłoszczone komentarze o wieżach obserwacyjnych. Dowiedziałem się jednak, że w lasach w okolicy rezerwatu można znaleźć grzyby. Postanowiłem więc, że to wykorzystam i ugotuje sos grzybowy.
Przepis miałem dość prosty – grzyby, boczek, cebula, papryka i odrobina śmietany. Kupiłem wszystko czego potrzebowałem i ruszyłem w drogę.
Już podczas budowy ekranu cieplnego i zbierania opału na ognisko udało mi się zebrać sporo młodych podgrzybków. Kolacja zapowiadała się więc bardzo smacznie. Jak widać na poniższych zdjęciach – taka właśnie była 🙂
Po zjedzonej kolacji, zmęczony wymagającą podróżą i budową schronienia, usnąłem dość szybko. Kolejnego dnia planowałem wstać skoro świt, aby wypatrywać dzikiej zwierzyny. Ten plan się udał, choć w całkiem opaczny sposób. Kiedy około 6:40 wyskoczyłem ze śpiwora i zacząłem się przebierać z kompletu nocnej bielizny termoaktywnej odwiedził mnie łoś!
Niestety, stojąc w samych bokserkach przy około 3 stopniach temperatury, w środku lasu około 10 minut po świcie nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia. Nagrałem jednak króciutki film, na którym wprawione oko może go wypatrzeć pomiędzy gałęziami.
Piskory – drugi dzień biwaku
Po komfortowo jak na te warunki przespanej nocy i nieoczekiwanym spotkaniu z łosiem szybko rozpaliłem ponownie ogień. Zrobiłem sobie gorącą kawę, zjadłem śniadanie i sprzątnąłem obóz. Sobotę miałem zarezerwowaną na całodniową obserwację przyrody. Niestety kilka rzeczy solidnie utrudniło mi realizację planu. Pierwszą był brak wież obserwacyjnych, o których pisałem wyżej. Drugą duża ilość grzybiarzy.
Wysyp grzybów ściągnął w okolice sporą ilość poszukiwaczy. Nie tylko płoszyli oni zwierzęta, ale i sprawiali potencjalne zagrożenie dla mojego obozu. Mój ekwipunek był ciężki i nie uśmiechało mi się pakowanie wszystkiego do plecaka. Tropienie zwierzyny z takim bagażem, również odpadało. Musiałem ograniczyć się najbliższych kilkuset metrów wkoło obozu.
Dopiero kiedy w lesie zrobiło się pusto i cicho mogłem eksplorować zakątki bardziej oddalone od miejsca, w którym pozostawiłem obóz. W ten sposób natrafiłem na ogromną polanę częściowo porośniętą trzciną, z kilkoma kępkami młodych brzózek. Wkoło polany rozstawionych było 7 ambon. Postanowiłem skorzystać z jednej z nich i przenieść obóz w jej pobliże.
Decyzja okazała się bardzo trafna, to właśnie z ambony udało mi się przeprowadzić najbardziej ekscytującą obserwację tego wyjazdu.
Rezerwat Piskory – podsumowanie wyjazdu
Z biwaku wróciłem autem. Kiedy żona zobaczyła moje zdjęcia kolacji zapragnęła spaceru w poszukiwaniu grzybów. Pod pretekstem grzybobrania zapakowała się w kombi i po mnie przyjechała. Grzybobranie okazało się obfite w dorodne podgrzybki, a ja dzięki temu uniknąłem kolejnych 60 kilometrów drogi na coraz bardziej skrzypiącym rowerze.
Całość wyjazdu z punktu widzenia bushcraftowca oceniam bardzo dobrze. Z punktu widzenia obserwatora zwierząt dużo słabiej. Byłem mocno zawiedziony brakiem wież obserwacyjnych, co uniemożliwiło mi fotografowanie ptactwa wodnego. Mimo wszystko na moją listę zaobserwowanych zwierząt wskoczyły:
Ptaki:
- Jer
- Potrzeszcz
- Czyż
- Strzyżyk
Ssaki:
- Jeleń szlachetny
Przy okazji wyjazdu do rezerwatu po raz pierwszy testowałem działanie sportowego zegarka z GPS – Amazfit GTR. Wynik testu znajdziecie tutaj > https://przygodyprzyrody.pl/xiaomi-amazfit-gtr-dlaczego-warto/