Szukając miejsca na kolejny urlop, zawsze jednym z czynników wyboru jest liczba ptaków, jakie mógłbym tam obserwować. Tym razem nasz wzrok kierował się ku wschodowi w poszukiwaniu egzotycznych dla nas kierunków. Wybór nie był bardzo trudny, biorąc pod uwagę czas i budżet, jakim dysponowaliśmy oraz liczbę ptaków do znalezienia bardzo atrakcyjna wydała nam się oferta lotów na Sri Lankę. Cejlon, herbaciana wyspa pełna dzikiej przyrody, interesującej kultury i przepięknych plaż. Ptaki Sri Lanki czekały na odkrycie!

Sri Lanka – ptasia wyspa
Staram się z żoną, aby co roku odłożyć pieniądze na krótszą lub dłuższą zagraniczną wycieczkę. Na koniec 2024 roku planowaliśmy wyprawę na ptaki do Omanu, która jednak nie wypaliła, postanowiliśmy więc poszukać innego równie lub nawet bardziej atrakcyjnego kierunku wyprawy. Udało nam się zebrać całkiem solidny budżet, dlatego szukaliśmy kierunku egzotycznego. Wybór padł na Azję i Sri Lankę. Cejlon zdawał się oferować nam wszystko, czego szukamy na wyprawach. Ciekawą kulturę, ciepły klimat, bajkowe krajobrazy, piaszczyste plaże i dziką przyrodę.
Rozpocząłem zatem research i okazało się, że Sri Lanka nie tylko jest w naszym zasięgu finansowym, ale też oferuje mi niezwykłe bogactwo endemicznych gatunków ptaków. Zamówiłem zatem bilety lotnicze, a chwilę później podręcznik do identyfikacji cejlońskich ptaków. Następnie siadłem do eBird i przeszukałem wyspę w poszukiwaniu miejscówek, które nie tylko będą obfitowały w dzikie ptaki, ale też dadzą nam okazję do zapoznania się z niezwykłą kulturą Sri Lanki.


Wrony orientalne i czaple siodłate to najbardziej pospolite ptaki Sri Lanki, spotykaliśmy je dosłownie wszędzie i w ogromnych ilościach.
Plan podróży
Sri Lanka, pomimo że nie jest dużym krajem, to jest bardzo zróżnicowana. Wyspa dzieli się na strefy mokrą i suchą, które zmieniają się zależnie od pory roku. Nasza wycieczka była zaplanowała na styczeń kiedy to najlepsza pogoda jest w zachodniej i południowej części wyspy. Podczas researchu okazało się również, że ptaki, które chciałbym znaleźć, także występują bardzo lokalnie i żeby spełnić zakładany cel będziemy musieli sporo podróżować po wyspie. Po dłuższym namyśle opracowaliśmy plan, który wprawdzie nie okazał się idealny, ale dał nam możliwość zobaczenia wielu ciekawych miejsc i spotkania mnóstwa egzotycznych ptaków i zwierząt.
Nasz plan podróży po Sri Lance kształtował się następująco:
- Lądowanie w Colombo
- Trasa na południe ze zwiedzaniem po drodze
- 5 nocy w Rekawa (niedaleko miasta Tangalla)
- 1 noc w dżungli Sinharaja
- 2 noce w mieście Sigiriya
- 3 noce w wiosce rybackiej na zachodnim wybrzeżu w okolicy Chilaw
- Wylot z Colombo do Warszawy
Plan okazał się dobry, ale nie idealny, kiedy rezerwowałem, noclegi wydawało mi się, że z tych lokacji będziemy mieli bardzo blisko do miejsc, które chcieliśmy odwiedzić. Niestety transport na Sri Lance zajmuje mnóstwo czasu nawet kiedy nie korzysta się z komunikacji publicznej. W efekcie mamy powody, żeby jeszcze kiedyś tam wrócić 😀
Ptaki Sri Lanki – południowe wybrzeże

Zanim dotarliśmy do naszej pierwszej lokacji na południu wyspy, nasz kierowca zawiózł nas w kilka ciekawych miejsc. Na początek na moją prośbę pojechaliśmy Bellanvila Attidiya Sanctuary gdzie przespacerowaliśmy się wzdłuż kanału Nedimala. Pierwszy birdwatching na Sri Lance były bardzo ekscytujący. Początkowo nie wiedziałem, w którego ptaka mam celować obiektywem. Na tym etapie niemal wszystkie ptaki Sri Lanki były dla mnie nowe i nie wiedziałem, czy mam akurat jedyną niepowtarzalną okazję na sfotografowanie nowego gatunku, czy będzie on się pojawiał w każdym miejscu, które odwiedzimy. Na koniec wycieczki okazało się, że wszystkie poza jednym ptakiem tam spotkanym będę widywał jeszcze często. Tym, którego widziałem tylko tam, był bączek żółtawy polujący w szuwarach.
Dużo emocji w tym miejscu wzbudziło w nas również pierwsze spotkanie z wyjątkowo wielkim waranem, który chillował sobie na moście. Później widywaliśmy te gady jeszcze wielokrotnie, ale z tak bliska i tak dużego osobnika mieliśmy okazję obserwować tylko tu.

Po drodze zatrzymaliśmy się też w kilku innych miejscach, ale nie związanych z ptakami, a w tym artykule właśnie na birdwatchingu chce się skupić, więc nie będę Was zanudzał 😉
Nasza pierwsza lokacja noclegowa była ulokowana pomiędzy morzem, mokradłami a laguną Rekawa. Jak nietrudno się domyśleć wybrałem to miejsce głównie z powodu chęci obserwacji ptaków wodnych, ale nie tylko. Plaża przy naszym hotelu zupełnie nie nadawała się do pływania w morzu z powodu bardzo silnych i wysokich fal, jednak było to bardzo istotną zaletą. Na plażę właśnie styczniowymi nocami, korzystając z silnych fal wlewających się na brzeg, wychodzą samice żółwi morskich, aby złożyć jaja. Wystarczy wyjść na nocny spacer po plaży i można spotkać wielkie żółwie. My mieliśmy takie szczęście już drugiej nocy. Swoją drogą zupełnie odradzam skorzystania z usług Turtle Watch. To nic innego jak pobieranie opłaty za wejście na plaże jednym konkretnym wejściem. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wejść na plaże bezpłatnie innym wejściem, wystarczy mieć ze sobą latarkę.

Okolice naszego pierwszego hotelu okazały się idealne do obserwacji ptaków. Byłem bardzo zaskoczony pustkami, jakie panowały nad morzem i na lagunie, ale za to okoliczne podmokłe pastwiska i liczne zadrzewienia zrekompensowały mi to w 100%. Pierwsze dni pobytu spędziłem na fotografowaniu tych najbardziej pospolitych i łatwo osiągalnych gatunków. Było ich całe mnóstwo, ale dość szybko zacząłem łapać się na tym, że widuje ciągle te same. Dlatego już po dwóch dniach zacząłem być bardziej wybredny i szukałem trudniej osiągalnych ptaków. W okolicy hotelu udało mi się znaleźć całą masę ciekawych ptaków. Poniżej mała galeria.







































A to nadal nie wszystko, bo do galerii wrzuciłem tutaj tylko ptaki, które były nowe na mojej lifeliście. Poza tymi, które widzicie w galerii spotkałem również w Rekawie również bieliki białobrzuche, kanie bramińskie, warzęchy, sieweczki morskie, sieweczki rzeczne, rybitwy rzeczne, wielkodziobe i białowąse, kleszczaki azjatyckie, sroczki zmienne, perkozki, majny brunatne, ślepowrony i wszędobylskie synogarlice perłoszyje.
Każdy dzień był przepełniony emocjami związanymi z obserwacją nowych gatunków. Z wypiekami na twarzy obserwowałem, jak wydłuża się moje życiowa lista. A szczytem szczęścia, jakie spotkało mnie w tym miejscu było wypatrzenie z plaży delfin. Według lokalnego znawcy, najprawdopodobniej było to butlonos indyjski. Co prawda na zdjęciu udało mi się uchwycić tylko jego płetwę grzbietową, ale obserwacja i tak bardzo cieszy.

Rezerwat leśny Kottawa
Przebywając na południowym wybrzeżu, planowaliśmy również wybrać się na zwiedzanie miasta Galle oraz zabytkowego fortu wojennego, który się tam znajduje. Po drodze zaplanowaliśmy również wizytę w rezerwacie przyrody Kottawa, gdzie naszym przewodnikiem był super sympatyczny Rohan. Oprowadził on nas po dżungli, opowiadając o lokalnych gatunkach roślin oraz zwierząt. Ptaków nie widzieliśmy tam prawie w ogóle, bo udało się zaobserwować jedynie kwiatówki i bilbila czarnoczubego. Za to znaleźliśmy kilka bardzo ciekawych zwierząt.





Zwiedzając rezerwat, należy się naszykować na inwazje krwiożerczych pijawek. Nie są to pijawki jak u nas, pijawki w Sri Lance poruszają się po lądzie, wspinają na buty i bezlitośnie kąsają. Polecam uważać, bo naprawdę bardzo łatwo je złapać, a odrywanie ich od ciała jest dość bolesne.
Również przechadzając się po zabytkowym forcie w Galle, udało mi się wypatrzeć kilka ciekawych ptaków. Po niebie fruwały salangany brunatne, czubiki koroniaste, jaskółki cejlońskie i indyjskie, a nawet udało się wypatrzeć jerzyka nepalskiego. Na morzu zaś zauważyłem sporą grupę rybitw odpoczywających na obmywanej przez fale skale. Udało się zidentyfikować wśród nich rybitwy bengalskie i żółtodziobe.







Park Narodowy Udawalawe
Jednym z obowiązkowych punktów programu dla ptasiarza wybierającego się na cejlońską wyspę powinno być safari w Parku Narodowym Udawalawe. Wybraliśmy się tam pewnego dnia jeszcze przed świtem i skorzystaliśmy z usługi proponowanej przez kolegę naszego kierowcy, co było okropnym błędem, bo zostaliśmy oszukani. Ruch w Parku Narodowym odbywa się tylko w samochodach terenowych, więc żeby go zwiedzić, należy wynająć auto i zapłacić za bilet. Bilety do Parku obowiązują na cały dzień, ale tylko na jednorazowy wjazd, więc jeżeli wyjedzie się z Parku i chce się wrócić trzeba zapłacić ponownie.
Wynajmując auto, popełniłem straszny błąd, nie dopytałem na jakiś czas, ów wynajem będzie obowiązywał. Biorąc pod uwagę cenę, jaką zapłaciliśmy oraz zasady działania biletów wstępu wydawało mi się to oczywiste, że wynajem jest na cały dzień. Niestety już po 3 godzinach safari kierowca naszego Jeepa wyjechał z parku pomimo moich protestów. Na koniec pokłóciłem się tylko z właścicielem Jeepa, zaoferował on jeszcze 3 godziny, ale biorąc pod uwagę zasady parku, musielibyśmy ponownie kupić bilety wjazdu. W efekcie zapłaciłem 100 dolarów za 3 godziny wynajmu Jeepa i po 2×20 dolarów za wjazd. Mimo oszustwa, na które jak frajer dałem się złapać, ten dzień wcale nie był tragiczny. Te 3 godziny jazdy po trawiastych równinach pełnych gęstych krzaków, rozlewisk rzeki Walawe przyniósł mi całą masę obserwacji nowych gatunków ptaków. Co więcej, wiele z tych gatunków widziałem tylko tam.


















Poza całą masą ptaków, które były dla mnie zupełnie nowe widzieliśmy także sporo gatunków, które obserwowałem już wcześniej w Tajlandii i trochę gatunków występujących w Europie jak np. ślepowrony, warzęchy, czaple białe i siwe czy dudki. Park Udawalawe zdecydowanie kryje w sobie jeszcze więcej ptaków, których nie udało nam się odkryć. Ptaki Sri Lanki to jednak niejedyna grupa dzikich zwierząt, które bardzo przyjemnie ogląda się z pokładu auta terenowego. Tego dnia obserwowaliśmy również liczne słonie indyjski, krokodyle, jelenie Aksis oraz mieliśmy szczęście natknąć się także na szakala złocistego.




Jeżeli czytasz ten artykuł z myślą o organizacji wycieczki na ptaki Sri Lanki, zdecydowanie zarezerwuj jeden dzień na safari w Parku Narodowym Udawalawe.
Sowy w okolicy Tissamaharama
Jeszcze na długo przed wylotem, podczas przygotowania do wycieczki znalazłem kontakt do lokalnego ptasiarza, który zaserwował mi kilka praktycznych rad. Za jego namową skontaktowałem się z jego kolegą Sadunem, który mieszka w okolicy miasta Tissamaharama. Sandun miał pokazać nam okoliczne sowy, szczególnie te, które możliwe jest zlokalizować jeszcze za dnia. Obiecywał, że odwiedzimy kilka miejsc, w których mamy szansę obserwować ketupę bosonogą, sowicę brunatną, sóweczkę prążkowaną oraz syczka indyjskiego. Po zmroku mieliśmy też odwiedzić lokację, w której często widywał płomykówki. Sandun okazał się bardzo sympatycznym i rozmownym przewodnikiem. Jeździł przed nami skuterem, prowadząc naszego kierowcę w dość trudne i w ogóle nieoczywiste, jak na obserwację dzikich ptaków miejsca. Na początku klucząc, w wąskich uliczkach znaleźliśmy wszystkie cztery gatunki sów, które obiecywał.




Po emocjonującej obserwacji sów ruszyliśmy nad jedno z wielkich jezior, gdzie wybraliśmy się na spacer wzdłuż brzegu. Tam udało się znaleźć pierwszego dzięcioła na Sri Lance – sułtannika cejlońskiego. Po strzeleniu kilku fotek ruszyliśmy w miejsce sławne z powodu latających lisów. Tak, to nie pomyłka, na Sri Lance żyją latające listy. To bardzo specyficzny gatunek ogromnych nietoperzy, których pyszczki naprawdę przypominają lisy.
Wizyta w tym miejscu okazała się świetnym pomysłem, mieliśmy tam okazję obserwować kolejne krokodyle, bardzo dużą kolonię ślepowronów, wśród których nawet na chwilę pokazał się bączek czarny, któremu niestety nie zdążyłem zrobić fotografii. Zostało mi to jednak bardzo szybko wynagrodzone, bo znaleźliśmy tam również wojownika indyjskiego pożywiającego się świeżo upolowana czaplą siodłatą, widzieliśmy rybożera białosternego na gnieździe i bociana białoszyjego spacerującego po polu ryżu. A chwilę po zmroku pokazały się dwie płomykówki!






Sandun prowadzi swój maleńki biznes polegający na oprowadzaniu po okolicy miasta Tissamaharama zagranicznych turystów. Jest super sympatycznych chłopakiem, z dużą wiedzą o lokalnych ptakach i innych zwierzętach. Oferuje wycieczki trwające od kilku godzin do całodniowych z nocną wyprawą na sowy i węże. Jak na europejskie standardy jego stawki nie są zbyt wygórowane, więc każdemu z Was serdecznie polecam kontakt z Sandunem i skorzystanie z jego oferty.
Ornitologiczną wycieczkę wkoło Tissamaharamy możesz zamówić na stronie – https://srilankabirds.com/
Niedostępna dżungla Sinharaja
Po fantastycznym pobycie na południowym wybrzeżu ruszyliśmy w kierunku dżungli Sinharaja. Plan był prosty, wyjechać dość wcześnie, aby załapać się jeszcze na popołudniowy spacer w okolicy naszego skromnego miejsca noclegowego, a następnego dnia z rana ruszyć z przewodnikiem do Parku Narodowego. Niestety plan, pomimo że niezbyt skomplikowany okazał się niemożliwy do realizacji. Przede wszystkim okazało się, że droga do naszego noclegu trwała około 5 godzin, pomimo że do pokonania mieliśmy tylko kilkadziesiąt kilometrów. Zmuszeni byliśmy jechać bardzo powoli po wąskich i zniszczonych dróżkach wiodących po górskiej grani. Widoki były spektakularne, ale niestety w większości przesłonięte przez deszcz. Po długiej i męczącej podróży dotarliśmy na miejsce, niestety bardzo mocny deszcz nie dawał za wygraną.


Zatrzymaliśmy w malutkiej noclegowni na skraju dżungli, dzięki temu nawet pomimo ulewy udało się zobaczyć kilka ciekawych gatunków ptaków. A kiedy późnym popołudniem deszcz na chwilę ustał, od razu ruszyłem na poszukiwania. W efekcie znalazłem ikoniczne ptaki Sri Lanki – papugi zwisogłówki złotawe. Dzięki pomocy właściciela naszego noclegu miałem okazję także obserwować szczeciaki równosterne, trerony żółtolice, szlarniki cejlońskie i indyjskie, kilka dziwogonów i na deser pojawił się także endemiczny pstrogłów żółtoczelny.







Wieczorem już po zachodzie słońca, nadal w strugach deszczu wracając z kolacji, w świetle latarki zauważyłem duży kształt na końcu jednej z tyczek zatkniętych na pastwisku, na które mieliśmy widok z tarasu. Przyświeciłem mocniej i osłupiałem. Pierwsza myśl = puchacz jarzębaty! Właściciel noclegu nawet wspominał mi przed kolacją, że widuje tę sowę w okolicy. Niestety kiedy pobiegłem po aparat i poprosiłem żonę o przyświecenie latarką w stronę ptaka, okazało się, że to tylko ketupa bosonoga, którą oglądałem dwa dni wcześniej z Sandunem.

Następnego dnia spotkało nas największe rozczarowanie z całej naszej podróży po Sri Lance. Deszcz, a raczej ulewa, nie ustała nawet na minutę podczas nocy, a o poranku tylko się nasiliła. Po krótkiej rozmowie z naszym przewodnikiem doszliśmy do wniosku, że w takich warunkach wycieczka do wnętrza dżungli Sinharaja nie tylko nie ma większego sensu, ale może być nawet niebezpieczna. Mając na uwadze to i fakt, że po takiej wycieczce czekałaby na nas kilkugodzinna podróż do kolejnego miejsca, zrezygnowaliśmy. Miejsce, które miało kryć najwięcej endemicznych gatunków Cejlonu, nadal pozostaje dla mnie tajemnicą. Wielka szkoda.
Sigiriya i Lwia Skała
Ponieważ w okolicy dżungli Sinharaja non stop padało postanowiliśmy wyruszyć do miasteczka Sigiriya w centrum wyspy już o poranku. Deszcz lał nieprzerwanie przez pierwsze dwie godziny jazdy, co tylko nas utwierdziło w przekonaniu, że wyprawa w takich warunkach do dżungli nie miała sensu i podjęliśmy słuszną decyzję. Tym bardziej że trasa do Lwiej Skały okazała się dodatkowo bardzo długa i trudna. Dopiero po 6 godzinach dotarliśmy na miejsce, w którym również okazało się, że padało przez cały czas. Był to dzień, który w zasadzie w całości spędziliśmy w aucie i patrząc z perspektywy czasu, całkiem nieźle się złożyło, że załamanie pogody przytrafiło się akurat tego dnia.
Poprawa pogody nastąpiła już rankiem kolejnego dnia, co oczywiście postanowiłem wykorzystać. Wyszedłem na krótki spacer, zanim jeszcze moja żona się obudziła. Ominąłem kilka pól ryżowych, na których żerowały ibisy i przeczesałem okoliczny las oddzielający nasze miejsce noclegowe od wejścia do kompleksu Lwiej Skały. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ na polach ryżowych widziałem tylko gatunki, które znalazłem już wcześniej na południu wyspy. W lesie za to trafiło mi się kilka bardzo skrytych, ale ciekawych gatunków, które wydłużyły moją życiową listę.



Po śniadaniu spakowaliśmy plecak i ruszyliśmy na Lwią Skałę. Przy kasie biletowej były jednak takie ogromne kolejki, że oboje straciliśmy ochotę płacić 30 dolarów od osoby, aby potem stać w bardzo długiej kolejce turystów czekających na wejście na ikoniczną skałę. Dowiedzieliśmy się jednak od pewnego lokalsa, że całkiem niedaleko stamtąd jest druga skała w malowniczy sposób górująca na dżunglą, z której też jest piękny widok na Lwią Skałę. Postanowiliśmy zatem tam spróbować szczęścia. Grzecznie odmówiliśmy hordzie kierowców TukTuków, którzy chcieli nas tam zawieźć i ruszyliśmy spacerem przez las w stronę skały Pidurangala.
Na miejscu okazało się, że i tutaj obowiązuje opłata za wejście, uzasadniona potrzebą utrzymania świątyni, która znajduje się u podnóża skały. Cena była jednak nieporównywalnie niższa, a i kolejka nie była czymś, czym trzeba się było przejmować. Drogę na górę w zdecydowanej większości stanowiły schodki, a tylko ostatnie kilkadziesiąt metrów trzeba było pokonać, wspinając się po skałach. Dla sprawnej osoby nie powinno to stanowić wielkiego wyzwania. Widok ze skały był wspaniały, płaska dżungla rozpościerająca się wszędzie wkoło i piękna ogromna Lwia Skała wybijająca się ponad wszystko. Nic dziwnego, że na jej szczycie wybudowano pałac jeszcze w V wieku. Majestat aż bije od tego miejsca. Niestety nie było nam dane długo nacieszyć wzrok, chwilę po dotarciu na szczyt znowu się rozpadało.



Wycieczka na Pidurangala była też świetną okazją do złapania kilku kolejnych gatunków ptaków na życiową listę. Po drodze w lesie udało mi się ogromnym fartem wypatrzeć drozdaczka ognistogłowego, który przysiadł tylko na sekundę i zniknął w gąszczu. Przy kompleksie pałącowych Sigiriya na szczycie drzew zauważyłem też dwa ptaki, które były jednym z podstawowych celów wyprawy na Sri Lankę – dziobiorożce cejlońskie! A wracając do hotelu spotkałem także dzięcioła brązowogłowego oraz pstrogłowa czerwonoczelnego.



Następnego dnia planowaliśmy już wyjazd do ostatniego miejsca na mapie, na zachodnie wybrzeże, gdzie chcieliśmy odpocząć po cejlońskich wojażach. Przed wyjazdem jednak o poranku wybrałem się nad okoliczne jezioro, które zachwalali wszyscy kierowcy TukTuków chcąc oczywiście mnie tam zawieźć. Twierdzili oni, że jest tam cała masa ptaków, których nie znajdę nigdzie indziej 😉 Zweryfikowałem ich słowa i pewnie nie będziecie zaskoczeni, kiedy powiem, że faktycznie była tam spora ilość ptaków, ale nic, poza tym, co obserwowałem na mokradłach na południu wyspy. Dopiero wracając na okolicznym pastwisku wypatrzyłem coś, czego wcześniej nie widziałem – kukułkę siwobrzuchą.

Relaks na zachodnim wybrzeżu
Nasza ostatnia lokacja na Sri Lance znajdowała się w okolicy miasta Chilaw. Hotel był fantastycznie ulokowany pomiędzy plażą a dużą laguną. Przepiękne miejsce prowadzone przez starszego dżentelmena, który był zafascynowany moim hobby. Był to idealny wybór na odpoczynek po aktywnym zwiedzaniu Sri Lanki i świetne miejsce na zregenerowanie sił przed lotem powrotnym. Pobliskie pola ryżu i rezerwat Anawilundawa dały okazję do ponownego podziwiania licznych ptaków. Spędziliśmy tutaj kilka ostatnich dni, głównie na wypoczynku przy basenie i spacerach na plaży.


Podczas moich kilkukrotnych spacerów po okolicy udało mi się wypatrzyć jeszcze kilka nowych gatunków ptaków, które zasiliły moją życiową listę. Rzutem na taśmę na listę wpisały się kruczynka wielka, krogulec mały, ostrolot palmowy i świergotek szponiasty. Ostatecznie wynik obserwacji nowych dla mnie ptaków zamknął się na 104 gatunkach! Według mnie wynik spektakularny, a gdyby nie uciążliwy deszcz, przez który ominęła mnie wycieczka do Parku Narodowego Sinharaja byłby jeszcze bardziej imponujący.




Praktyczna strona podróży po Sri Lance
Wycieczka na Sri Lankę była najbardziej skomplikowanym wojażem zagranicznym, jaki zdecydowałem się zorganizować na własną rękę. Mimo to uważam, że pomimo kilku niedociągnięć udało nam się bardzo fajnie spędzić te 10 dni na wyspie Cejlon w poszukiwaniu ptaków Sri Lanki. Niemniej gdyby udało nam się uniknąć kilku poważnych błędów, na pewno satysfakcja z wycieczki byłaby jeszcze większa. Dlatego postanowiłem zawrzeć w tym artykule kilka rad, które powinny Wam pomóc lepiej odnaleźć się w tym przepięknym, ale nieco dzikim kraju. Oczywiście bierzcie pod uwagę, że nasz wyjazd był skoncentrowany na poszukiwaniu dzikich ptaków, więc nie odwiedziliśmy wielu atrakcji, które dla innych podróżników byłyby punktami obowiązkowymi. Z tego samego powodu też nie wymieniałem w tekście atrakcji kulturowych i religijnych, które odwiedziliśmy. Mam jednak nadzieję, że porady z poniższej listy będą dla Was przydatne.

- Po przylocie na Sri Lankę obowiązkowo kup kartę SIM lokalnego operatora lub skorzystaj z usługi eSIM. Koszty transmisji danych w roamingu na polskiej karcie mogłyby przyprawić o zawroty głowy, a dostęp do sieci uważam za kluczowy, choćby z powodu nawigowania w mapach czy korzystania z translatora w restauracjach, które nie posiadały angielskiego menu – świetnie sprawdza się tutaj usługa Google Lens, polecam.
- Wbrew pozorom na Sri Lance wymiana walut opłaca się na lotnisku, tam widziałem najlepsze stawki. Oczywiście na wymianę weźcie dolary (USD) lub euro (EUR), złotówek tam raczej nikt kupić chciał nie będzie.
- Jeśli planujecie wycieczkę objazdową po Sri Lance, którą organizować będziecie na własną rękę, to szczerze polecam skorzystanie z usług jednej z wielu firm, które oferują wynajem auta wraz z kierowcą. Innym rozwiązaniem jest korzystanie z transportu publicznego, jest to dużo tańsze, ale marnuje się przez to mnóstwo czasu. Wynajem auta i samodzielne kierowanie wcale nie jest tańsze niż opcja z kierowcą. Ruch na Sri Lance jest potwornie niebezpieczny, więc skorzystanie z doświadczonego w tych warunkach kierowcy jest bardzo rozsądne. Poza tym takie rozwiązanie daje ogromną elastyczność i możliwość dotarcia w zupełnie nieoczywiste miejsca. Kolejną zaletą jest możliwość rozmowy z lokalsem i skorzystania z jego rekomendacji, my dzięki naszemu kierowcy trafiliśmy do kilku świetnych restauracji i ciekawych atrakcji turystycznych.
- Zawsze sprawdzajcie czasy dojazdu do konkretnych miejsc – szczególnie tych otwartych w limitowanych porach. Na Sri Lance nawet krótkie trasy potrafią zająć niespodziewanie dużo czasu.
- Ustalajcie z góry warunki usług, z których korzystacie. Cena, zakres, termin – jeśli coś będzie niedoprecyzowane, spodziewajcie się, że będzie to użyte przeciwko Wam, jak nasz wynajem Jeepa w Parku Udawalawe.
- Oba gatunki małp występujące na Sri Lance – makak rozczochrany i lutung białobrody to podstępni złodzieje, swoje rzeczy warto mieć odpowiednio zabezpieczone. Dodatkowo warto mieć ze sobą jakieś owoce, wierzcie lub nie, ale skradzione rzeczy udaje się odkupić 😉


- Nie reagujcie nerwowo jeśli ktoś na Was trąbi, na Sri Lance to rodzaj komunikacji, który w odróżnieniu od Europy nie jest postrzegany jako agresywny.
- Pamiątki, herbatę i przyprawy kupujcie na bazarkach, wydacie sporo mniej niż za to samo kupione w sklepie.
- Miejcie przy sobie parasol, lekkie kurtki lub płaszcze przeciwdeszczowe. Pogada cejlońska, zmienia się często i gwałtownie.
- Warto mieć przy sobie trochę banknotów o drobnych nominałach – sporo osób oczekuje napiwków.
- Filtry UV są koniecznie potrzebne. Podczas naszego pobytu słońce zazwyczaj skryte było pod cienką warstwą chmur, a mimo to paliło niemiłosiernie, jeśli tylko zapomnieliśmy się posmarować.
- Warto mieć na uwadze, że aby wejść do świątyń trzeba mieć zakryte ramiona i nogi do kolan, co średnio współgra z temperaturami tam panującymi. Dlatego trzeba mieć ze sobą coś do okrycia jeśli planujecie zwiedzać obiekty sakralne.
- W hotelach możecie natknąć się na gniazdka typu brytyjskiego, warto zatem mieć przejściówkę.
- Ryzyko zarażenia malarią lub dengą jest raczej niewielkie, ale warto pamiętać, że choroby te są przenoszone przez komary. Warto więc mieć ze sobą repelent, a na wszelki wypadek wykupić zawczasu odpowiednie ubezpieczanie podróżne.

Ubezpieczenie turystyczne – must have na Sri Lance
O ubezpieczeniu na tę podróż pomyśleliśmy dopiero przed samym wyjazdem. Z pomocą przyszło nam AXA Partners, w którym udało nam się wykupić polisę w trybie ekspresowym i to w bardzo przystępnej cenie, jak na oferowany zakres ubezpieczenia. Na szczęście nie musieliśmy korzystać z oferowanych w polisie usług czy wnioskować o odszkodowanie, ale przebywając na Sri Lance, wielokrotnie czuliśmy ulgę, że się ubezpieczyliśmy.
Nie czuliśmy się jakoś szczególnie zagrożeni, ale jednak sytuacji, które przy odrobinie pecha mogły się dla nas zakończyć poważnymi konsekwencjami, było sporo. Przede wszystkim muszę wspomnieć o wszędobylskich bezpańskich psach. Były ich dosłownie setki. Większość z nich, nic sobie nie robiła z naszej obecności, ale zdarzyło mi się kilka razy odganiać agresywne psy statywem od aparatu.
Kolejnym aspektem, który kilkukrotnie podwyższył nam ciśnienie, był ruch drogowy, który odbywa się według prawa silniejszego. Krótko mówiąc, pierwszeństwo ma ten, kto ma większe auto. Mieliśmy nawet jedną kolizję, na szczęście nie groźną, która skończyła się lekkim zarysowaniem przedniego zderzaka. Warto zauważyć, że na Sri Lance co 4 godziny, ktoś ginie w wypadku samochodowym (źródło – http://www.srilankapolonia.pl/?id=184)
Oczywiście trzeba też brać pod uwagę ewentualne wypadki losowe i choroby, którymi możemy się tam zarazić. Aby wybrać się na Sri Lankę, nie są wymagane obowiązkowe szczepienia, jednak warto mieć z tyłu głowy potencjalne problemy zdrowotne, które mogą nas dopaść w tak egzotycznym kraju. My jako zabezpieczenie na wypadek potrzeby skorzystania z pomocy medycznej wybraliśmy ubezpieczenie turystyczne w AXA. Zakup polisy oferującej atrakcyjny zakres (suma ubezpieczenia w najwyższej opcji to nawet 40 000 000 mln zł) w bardzo przystępnej cenie udało się dopiąć w kilka minut. Wystarczyło kilka kliknięć i po chwili polisa pobrała się na telefon, dzięki czemu mieliśmy ją cały czas przy sobie, na wszelki wypadek. Dało to nam dodatkowe poczucie bezpieczeństwa podczas naszej podróży. Nawet, pomimo że finalnie polisa się nam nie przydała, zdecydowanie było warto ponieść ten dodatkowy wydatek, który w stosunku do wszystkich kosztów związanych z wycieczką stanowił około 1%.

Podsumowanie
Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że dziesięciodniowy pobyt na Sri Lance to zdecydowanie zbyt krótko, żeby wyśledzić wszystkie interesujące mnie gatunki zwierząt, skorzystać ze wszystkich atrakcji czy zwiedzić wszystkie zabytki. Podczas naszej wycieczki zrezygnowaliśmy z planowanego rejsu na wieloryby (przez pogodę), nie pojechaliśmy do trzech parków narodowych, które potencjalnie mnie interesowały – Yala, Bundala i Wilpattu. Do Sinharaja pojechaliśmy, ale przez ciągłe ulewy nie było sensu w ogóle wybierać się do dżungli. Krótko mówiąc, pomimo że wycieczka była fantastyczną przygodą, czujemy lekki niedosyt i chęć, żeby jeszcze kiedyś odwiedzić to przepiękne miejsce. Ptaki Sri Lanki nadal mogą znacznie zasilić moją ornitologiczną lifelistę, a fantastyczni ludzie tam mieszkający na pewno chętnie przywitają turystę ciekawego ich kultury i zwyczajów. Myślę, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie z Cejlonem 🙂
Jeżeli wy myślicie nad wycieczką w to miejsce, przestańcie myśleć i zacznijcie działać! Naprawdę warto! A jeśli pojawią się u was jakieś wątpliwości lub pytania, postaram się na nie odpowiedzieć w komentarzach 🙂
Cześć, mam pytanie czy jest realna szansa na spotkanie leoparda na Sri Lance?
Cześć! Nam się nie udało, ale to też dlatego, że nie odwiedziliśmy dwóch parków narodowych, w których jest na takie spotkanie największa szansa – Yala oraz Wilpattu. Leopardy jak większość drapieżnych kotów są skryte, więc nawet w tych parkach nie jest to łatwe zadanie. Jednak Sri Lanka to jedno z najlepszych miejsc do obserwacji tych pięknych zwierząt.
Super trip! Życzę kolejnych, równie udanych i bezpiecznych wyjazdów! Can’t wait kolejnego artykułu 🙂
Dzięki! Na pewno za kilka tygodni pojawi się też raport z obrączkowania ptaków na obozie Akcji Bałtyckiej 🙂